Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi colesiu z miasteczka Kraków. Mam przejechane 15779.45 kilometrów w tym 68.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią brak danych. i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy colesiu.bikestats.pl
  • DST 426.27km
  • Sprzęt Focus
  • Aktywność Jazda na rowerze

Brevet 400 Chotomów

Sobota, 24 maja 2014 · dodano: 25.05.2014 | Komentarze 0

A miało być tak pięknie. Oryginalny plan był złamać barierę 18h jadąc solo. Pogoda nie pozwoliła. Na dzień dobry, po wyjęciu roweru z samochodu okazało się że mam kapcia w przednim kole. Zanim zdążyłem przygotować rower prawie wszyscy pojechali. Został tylko Darek, którego namówiłem na start. Pierwsza zmiana planu będę jechał z Darkiem. Wiem, że ma wystarczająco sił i wytrzymałości żeby to przejechać, choć on trochę się boi, nigdy nie jechał nic więcej niż 200km, a i to tylko raz na brevecie miesiąc temu razem ze mną. Trzeba mu pokazać jak jechać żeby się nie męczyć. Wyjeżdżamy ok 10-15min po wszystkich, tempo spokojne ok 28km/h na płaskim, jedziemy cały czas obok siebie rozmawiając. Do Zakroczymia wiatr w plecy.  Potem prawy baksztag. Piotrków wyprzedzamy po ok 5-6k,. Adama doganiamy na ok 70km. Jedziemy ok 2km/h szybciej od niego tak więc proces doganiania był długotrwały. Na pierwszy pk wjeżdżamy razem. Wypijam puszkę coli, dokupuję batoników i napełniam oba bidony, składam wizytę w WC. Trochę za długo nam schodzi. Dalej Jedziemy tym samym tempem. Zakręcamy trochę na wschód i wiatr zaczyna nam przeszkadzać. Tempo odrobinę spada ale i tak Adam odpuszcza. Zostajemy we dwóch z Darkiem. Tak Docieramy na pk w Chorzelach, a tu niespodzianka dogoniliśmy czteroosobową grupę, która jechała przed nami.Na nasz widok zbierają się. Uzupełniamy zapasu wypijamy po coli i pojawia się Adam. Już mamy jechać ale prosi nas, żeby przypilnować mu rower. W sumie postój zajmuje nam ok 15min. Temperatura wciąż wzrasta, a wiatr staje się coraz bardziej uciążliwy wraz z zakręcaniem trasy na wschód, więc tempo odrobinę spada. Staram się, abyśmy utrzymywali wciąż takie samo tempo z punktu widzenia tętna. W pewnym momencie jakiś złamas w TIRze na białoruskich tablicach próbuje nas zepchnąć. Ewidentnie robi to złośliwie bo zrobiliśmy mu miejsce. a z przeciwka nich nie jechało. Darek ratuje się ucieczką na szutrowe pobocze. Przed Myszyńcem Darek przeżywa kryzys. Zwalniam i biorę go na koło. Na pk znowu dochodzimy czteroosobową grupę. Są strasznie zmarnowani. Na poważnie myślą o czekaniu aż zrobi się chłodniej i przestanie wiać. Następny odcinek ma być centralnie pod wiatr. Oni leżą pokotem, a my jemy pijemy sikamy, i rozmasowujemy stopy. Po niecałym kwadransie zaczynamy się zbierać. Co wpływa mobilizująco na resztę. Wyjeżdżamy w sześciu. Od razu ruszam pierwszy. Nadaję takie tempo, żeby samemu się nie męczyć, ale jest ono i tak za szybkie. Po ok 5 km wyprzedza mnie Tomek bo głupio mu, że tylko ja ciągnę grupę. Wyganiam go na koniec i ogłaszam że pociągnę cały odcinek bez zmian na czubie. Grupa przyjmuje tę wiadomość z radością. Momentami podmuchy są bardzo mocne, ale jak dla mnie to najfajniejszy fragment dziś, wreszcie mogę zalec na lemondce. Kilka kilometrów przed PK z obiadem zakręcamy i wiatr zaczyna nam sprzyjać. Na popasie spędzamy 1h 40m. Jemy pijemy odpoczywamy. Tymczasem wiatr zaczyna słabnąć. Dobieram kamizelkę i ocieplane rękawki i przytraczam do kierownicy. Wyruszamy. Jedziemy parami. W pierwszej parze ja i na zmianę Tomek i Piotrek, Prędkość przelotowa ok 27-28km/h. Raz zjeżdżamy z trasy dokładając ok 1 km. Na punkcie w Przasnyszu marnujemy kupę czasu, Ludzie zaczynają się ubierać. Włączamy lampki i jedziemy Świecimy się jak choinka. Snop światła jest mocniejszy niż światła mijania samochodu. Dalej jedziemy parami. Dalej jadę z przodu. Za Pułtuskiem zaczyna się robić coraz chłodniej i wilgotniej, dodatkowo zaczynam odczuwać senność i ból siedzenia. Zaczynam krzywo siedzieć na siodle co przekłada się na ból kolana. Dodatkowo strasznie rypią mnie podeszwy stóp. Na pk w Nasielsku mam nadzieję na szybki wyjazd, żeby się nie wychłodzić. Niestety chłopaki chcą sobie coś pokupować i trzeba czekać aż zamkną rozliczenie za poprzedni dzień na stacji. Strasznie marznę. Po ruszeniu od razu zaczynam się kołysać z senności i zimna, dwa razy mam przywidzenia z zaspania, boli mnie głowa. Nie mogę znaleźć pozycji na siodle, żeby rytmicznie i bezboleśnie kręcić więc nie mogę się rozgrzać. Po chwili zaczyna mnie odcinać. Chowam się z tyłu grupy. Wjeżdżamy na dziadowski asfalt do Zakroczymia. Za Zakroczymiem Marcin, który całą drogę jechał na kole wystrzeliwuje do przodu i odjeżdża. Przez ok 5km wleczemy się ok 20km/h. W końcu Tomek zaczyna nas powoli rozkręcać. Na mecie jesteśmy ok 2:35. Wyjadamy co jest, żegnamy się i każdy ucieka w swoją stronę żeby się przespać. Już dawno nie byłem tak zmaltretowany po rowerze, boli mnie dosłownie wszystko z wyjątkiem mięśni.


Kategoria >100, >200, >400, >300



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa bedzi
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]